Translate

poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Ty jesteś



Przychodzi czas, kiedy świeci Słońce, a tak, iż niektórzy skorzy są do zakładania specjalnych okularów mających, przynajmniej dla nich, okiełznać jego świetliste promienie. Z czasem jakże trudno na powrót je zdjąć, choć niekiedy pomagają, a nieraz w ogóle żałujemy, iż je założyliśmy... Nie wiemy wówczas co jest prawdą. Jednakowoż, nigdy nie jest za późno, by przypomnieć sobie, że też ową prawdą nie jest to co widzimy przez zaciemnione szkła, acz, że żyje ona poza nimi...
Myślę, że to porównanie jakże trafnie nadaje kolorytu dla tegoż tematu. No, ale bez zbytecznego przedłużania, przejdźmy do głównej części.

Otóż przeżywając naszą przygodę, wciąż krocząc po wytyczonej sobie drodze, mijając nie raz rozmaite szlaki, wskazówki... poznajemy siebie, można na pewnym stopniu interpretacji rzec-testujemy, a przez owe sprawdziany czy może inaczej-doświadczenia, odkrywamy naszą boską naturę, nasz róż... Piękne jest to uczucie, pierwsze dotknięcie całej swej energetycznej okazałości. To tak, jakbyśmy dotknęli wspomnianego już Słońca, albo nawet nie, jakbyśmy dotknęli całą swą osobę, Boga-tego nie można do niczego porównać lub po prostu to mi brakuje odpowiednich słów. Tak więc, jak wspomniałem, jest to niezwykłe odkrycie swej niezbywalnej prawdy za założonymi, przyciemnionymi szkłami, we wniosku-po prostu siebie.

Jednak na tym nie kończy się życie, dalej snuje się droga, bowiem poczuliśmy siebie na chwilę, a teraz zazwyczaj idziemy, by ową chwilę rozszerzyć, trwać tylko w niej, by czuć siebie przez cały czas. Jednak tu pytanie, dlaczego nie czujemy swego jestestwa, centrum na zawsze? Bowiem podczas naszego życia naładowaliśmy, a raczej-to w nas naładowano wszelakie programy niczym kamienie, które niesiemy, bo ktoś nam coś wmówił. Toteż uważamy, iż jesteśmy nikim, niegodni, nijacy, że nie zasługujemy na siebie, każdy resztę może sam sobie dopowiedzieć. I tak, po choćby i chwilowym poczuciu siebie, prawdziwego, bez ograniczeń, możemy być owych programów, rzec-kamieni bardziej świadomi, gdyż wiemy, że one to nie my, że są jedynie balastem, że są niby przyciemnionymi szkłami i to nie przez nie widać nas, nie przez nie widać prawdziwe Słońce.

Toteż można sobie wówczas uświadomić, iż należałoby jakoś zrzucić to wszystko z siebie, w jakiś sposób pozbyć. Jednak nic nie dzieje się bez zmiany. Możemy więc dalej oglądać niezliczone filmy, stosy nowych książek i tak zapętlać się w nieskończoność np. jak niegdyś ja. Dlaczego? Bowiem nic wtenczas nie doświadczamy, no, może jedynie poza doświadczaniem oglądania czy czytania tego co doświadczyli inni. Stoimy, trwamy, więc nic się nie zmienia. Należy sobie zdać sprawę, że autorzy owych pomocy to nie my, to nie nasze życie ani nie nasza droga. Możemy znać na pamięć wszelkie pomoce, wszystek mentorów, można by tak wymieniać, lecz należy pamiętać-oni to nie my, to nie nasze przyciemnione szkła, to nie nasza prawda.
Toteż, wszystko zaczyna się od zmiany. Przychodzi czas, kiedy trwając nadal z dawnymi szkłami, kamieniami, odkładamy książki i bierzemy jedną... Zaczynamy doświadczać siebie.
Jednak na tym nie kończy się życie, dalej snuje się droga, bowiem poczuliśmy siebie na chwilę... Znowu poczuliśmy również te przyciemnione szkła np. odczuwaliśmy swą miłość, aż tu nagle naszła myśl, iż nijak nie jesteśmy jej godni. Jak to wszystko zdjąć? Odpowiedź w sumie prosta-nie wiem, każdy ma swój sposób, bo jak wspomniałem-ja to nie Ty(choć na pewnym poziomie wszyscy jesteśmy jednością). Także nie czytaj już tego, najlepiej... jedynie siebie, bo nie tu, acz w sobie jesteś Ty, twoje szkła czekające na zdjęcie i cała prawda, o której nikt nie ma pojęcia, bowiem przygotowana jest specjalnie dla Ciebie.

Tu mógłbym skończyć. Skoro nadal czytasz, to tylko dopiszę jak ja te szkła zdejmuję. Postanowiłem się zmienić, rzucić te filmy, książki. Wszystko. Zmiana... Od niej się zaczyna i, rzecz jasna, od trwania w jej postanowieniu. Skoro choć na tę chwilę poczuliśmy siebie, wiemy, iż nie jesteśmy szkłami, kamieniami, programami, jak to nazwiemy, więc kiedy one nas najdą np. czując miłość poczujemy nagle niemoc(podaję na swoim przykładzie) należy, a przynajmniej ja tak robię, skupić się na niej, poczuć to w całej okazałości, poczuć się zupełnie bezsilnym, a zaraz następnie przepuścić to wszystko przez serce. Ciekawa technika, na mnie działa, od razu odczuwam miłość czyli siebie. Tak z każdą blokadą, dopóki ona jest. Ja je przepuszczam przeze mnie, przez serce czyli przez moją wszechmocną miłość, przez Boga.

Jeżeli ktoś uważał, że nigdy choć na chwilę nie poczuł siebie, to myślę, iż to zasadniczy błąd. Każdy choć na chwilę poczuł choć odrobinę szczęścia, radości i motylków w brzuchu. Ponadto, kiedy czujemy się bezsilni, niemoc, a więc owe wpojone programy np. te z kościoła, iż jesteśmy nic nie wartym prochem, wówczas czujemy smutek, rozpacz. To również jesteśmy my, nasza esencja miłości, która się dobija, pragnie Cię oczyścić przez łzy, a więc i, paradoksalnie, prze ową rozpacz, bowiem istota od światła zawsze będzie się źle czuła w negatywnych energiach takich jak wspomniana nic nie wartość, zawsze będzie próbować się z nich oczyścić, by dotrzeć do siebie... do wszechmocnej miłości, do Stwórcy...

Droga, doświadczenia, szlaki... Tyle tego jest, a raczej i nie ma. Nic nie istnieje. Nigdy nie biegliśmy. Jest tylko jedno doświadczenie, jedna książka. Jesteś tylko Ty.

Życzę wszystkiego co dobre.

Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dywagacje przedpołudniowe

Zacznę może od podania powodu, dla którego to wszystko piszę. Całym sobą mówię, że nie mam w zamiarze ani trochę nikogo przekonywać do s...